Niedawno czytałem historię misji ewangelizacyjnej Dawida Livingstona jaką odbył w Afryce. To co przeczytałem było ku mojemu duchowemu zbudowaniu dzięki łasce Chrystusowej, więc postanowiłem podzielić się tym z wami. Mam nadzieję w OJCU Niebiańskim i PANU ZBAWICIELU Jezusie Chrystusie, że to będzie i ku waszemu duchowemu dobru.
Historia misjonarza - odkrywcy Davida Livingstone. Tłumaczenie z pomocą translatora artykułu pochodzącego z : https://www.wholesomewords.org/missions/giants/biolivingstone.html
W tłumaczeniu zamieszczam wersety z Biblii Warszawskiej i z Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej.
Cytuję : "Młody Szkot przyszedł wysłuchać przemówienia znanego misjonarza. Po swoim nawróceniu kilka lat wcześniej, młody człowiek zaczął zmagać się z pytaniem: "Co mam zrobić ze swoim życiem?". Wielki Nakaz Misyjny stał się czymś wyjątkowym w jego umyśle. Jego majestatyczne sylaby miały dla niego współczesne znaczenie:
"A Jezus przystąpiwszy, rzekł do nich te słowa: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi. (19) Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, (20) ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata." - Ewangelia Mateusza 28:18-20 BW
"Dana mi jest wszelka moc" Ta sama moc jest dostępna!
"Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody" Ten sam program działania!
"A oto Ja jestem z wami" Ta sama Obecność jest zapewniona!
Młody Szkot ukończył edukację medyczną, obejmującą dwa lata studiów w Glasgow, i był gotowy na jakieś wysokie wezwanie, w którym mógłby dać z siebie wszystko. Jego oczy skupiły się na mówcy, Robercie Moffacie, z jego białą brodą i gorącą troską o ginące miliony Afryki. Głębia jego duszy wzniosła się, by sprostać wyzwaniu misjonarza, zwłaszcza temu zawartemu w jednym zdaniu składającym się z dwudziestu słów. Te dwadzieścia słów jest historyczne, użyte przez Boga do napisania niesamowitej historii. Dwadzieścia słów użytych przez Roberta Moffata tego epokowego dnia brzmiało następująco: "Czasami widziałem w porannym słońcu dym tysiąca wiosek, w których nigdy nie był żaden misjonarz".
Obraz zawarty w tych zdumiewających słowach porwał całą jego istotę i rozpalił duszę pasją, którą ugasić mogła tylko śmierć. Miał udać się do Afryki! Będzie zwiastunem Chrystusa na tym ciemnym kontynencie! Miał przeszukać tysiące wiosek i tysiące innych miejsc, w których nigdy nie był żaden misjonarz.
Tym młodym lekarzem był David Livingstone, urodzony w Blantyre w Szkocji 19 marca 1813 roku. Stał się on odkrywcą Afryki, którego pełna wydarzeń kariera to historia wielu długich, ekscytujących i krętych szlaków.
1) Odkrywcza wizja odległego szlaku
Po wysłuchaniu Roberta Moffata umysł młodego Livingstone'a nawiedziła wizja odległego szlaku, prowadzącego do Kapsztadu i dalej do Kuruman w Południowej Afryce, a stamtąd na wielką równinę na północy z jej rojącymi się wioskami bez zbawczej Ewangelii. Jego ulubiony fragment przemówił do niego z nową siłą. Dwa przykazania i obietnica wyróżniały się z całą wyrazistością, jakby Chrystus mówił bezpośrednio do niego: ""Idź!" - jako pionier, poszukiwacz szlaków, pionier! Ewangelizuj - wykonuj pracę misjonarza! A oto ja jestem z tobą - nigdy nie będziesz sam i nie będziesz miał się czego obawiać!". "To obietnica, na której mogę polegać", powiedział Livingstone, "ponieważ jest to słowo Pana honoru".
Wkrótce potem otrzymał powołanie do Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego. Pospieszył do domu w Szkocji na jednodniową wizytę z rodzicami. Zobaczył przędzalnię bawełny, w której w wieku dziesięciu lat pracował od szóstej rano do szóstej wieczorem, i przypomniał sobie, jak kładąc książkę na części przędzarki, aby mógł złapać kilka zdań mimochodem, zdołał nauczyć się łaciny i przeczytać wiele różnych książek. Przypomniał sobie czcigodnego sąsiada, Davida Hogga, który na łożu śmierci powiedział do niego: "Teraz, chłopcze, uczyń wiarę codziennym zajęciem swojego życia, a nie rzeczą napadów i początków".
Rodzice Livingstone'a byli pobożnymi chrześcijanami i z całego serca zaangażowali się w jego misyjny plan. Kiedy rozmawiali razem tego ostatniego wieczoru o sprawach Chrystusa i Jego królestwa, zgodzili się, że nadejdzie czas, kiedy ludzie zamożni i zamożni będą wspierać misjonarzy zamiast psów i koni do pościgu. Zgodnie z rodzinnym zwyczajem, następnego ranka wstali o piątej rano. David przeczytał fragment Pisma Świętego i poprowadził rodzinną modlitwę. Pismo, które wybrał, mówi o Boskim cieniu i obecności Niewidzialnego Przyjaciela w każdych okolicznościach i na każdym szlaku: "PAN jest twoim stróżem [...] PAN będzie cię strzegł od wszelkiego zła [...] PAN będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia, odtąd aż na wieki." - Psalm 121:5,7-8 UBG
Kilka dni później stał na pokładzie oceanicznego parowca z otwartą Biblią w rękach i dalekim spojrzeniem w oczach. Marzył o dodaniu całego kontynentu do domeny Chrystusa! Za wszelką cenę chciał znaleźć drogę do serca Afryki, aby on lub jego następcy mogli zbliżyć Afrykę do tęskniącego serca Boga!
Był nie tylko marzycielem o szlachetnych marzeniach. Był także osobą o praktycznej bystrości. Często podczas długiej podróży można go było zobaczyć stojącego w pobliżu kapitana statku, zadającego pytania i uczącego się, jak dokładnie znaleźć statek na bezdrożach oceanu, dokonującego obserwacji księżyca i gwiazd za pomocą pewnych instrumentów. "Będę potrzebował tej wiedzy", powiedział, "aby poprowadzić mnie przez bezdroża pustyń i dżungli Afryki".
2) Odkrywca szlaku na pustyni
Wylądowawszy w Algoa, przejechał siedemset mil wozem zaprzężonym w woły do Kuruman, które Moffatowie przekształcili z kawałka pustyni w piękny i owocny ogród. Po kilku dniach odpoczynku dla wołów kontynuował podróż do Lepelole. Mieszkające tam plemię nazywało siebie Bakwena, czyli Lud Krokodyla - było to ich święte zwierzę. Natychmiast zbudował dom i zaczął uczyć się języka. Po sześciu miesiącach sumiennej pracy mógł swobodnie rozmawiać lub głosić kazania w języku Bakwena. Rok po przybyciu do Afryki napisał do swojego ojca: "Dzieło Boże trwa tutaj pomimo wszystkich naszych słabości. Dusze są nieustannie gromadzone. W zeszłym miesiącu do kościoła dołączyły dwadzieścia cztery osoby".
Po powrocie z podróży kaznodziejskiej odkrył, że jego ludzie zostali zabici, schwytani lub wypędzeni przez zaciekłych tubylców z innego plemienia. Udał się więc w dwutygodniową podróż na północ do Mabotsa. Tutaj żyli Bakhatla, Ludzie Małpy, i tutaj zbudował kolejny dom. Gdy podróżował między wioskami, jego wóz zaprzężony w woły był często oblegany przez tłumy chorych, cierpiących ludzi, błagających wielkiego białego lekarza o uzdrowienie. Nocą siadał wśród ludzi przy ognisku, słuchając opowieści o potężnych wyczynach starożytnych bohaterów. Potem stanął i opowiedział historię największego bohatera wszystkich wieków, historię Jezusa, który przybył z nieba na ziemię, by umrzeć na krzyżu. Cud zadośćuczynienia Chrystusa był obecny w jego myśleniu i głoszeniu. Pierwszą pieśnią, którą przetłumaczył na język tubylców było "There Is a Fountain Filled With Blood". Pewnej nocy, broniąc tubylców przed atakiem dzikiej bestii, złamał sobie palec. Widząc krew płynącą ze zranionego palca, ludzie wykrzyknęli: "Uratowałeś nam życie, raniąc siebie. Odtąd nasze serca należą do ciebie". Opowiadając o tym incydencie w liście, Livingstone zauważył: "Chciałbym, aby poczuli wdzięczność za krew przelaną za ich cenne dusze przez Tego, który został zraniony za ich występki, i oddali Mu swoje serca".
To właśnie w Mabotsa Livingstone miał swoje słynne spotkanie z lwem. Lwy były liczne w tej okolicy, a mieszkańcy wioski byli przerażeni, ponieważ, jak powiedzieli: "Lew, władca nocy, zabija nasze bydło i owce nawet w ciągu dnia". Livingstone wiedział, że jeśli uda mu się zabić jednego lwa, pozostałe uciekną. Wziął więc broń i kazał ludziom przynieść włócznie, po czym poprowadził mieszkańców wioski na polowanie na lwy, podczas którego omal nie stracił życia. Widząc ogromnego lwa za krzakiem, wycelował i wystrzelił z obu luf. Gdy przeładowywał, lew nagle rzucił się w jego stronę. Mówi o tym ataku: "Lew złapał mnie za ramię i obaj upadliśmy razem na ziemię. Warcząc okropnie, potrząsnął mną jak pies terier szczurem". Widząc kilku tubylców zbliżających się, by go zaatakować, lew rzucił się na dwóch z nich, gryząc jednego w udo, a drugiego w ramię. Ale w tym momencie kule, które otrzymała wielka bestia, zaczęły działać i padł martwy. Livingstone miał jedenaście śladów zębów jako trwałe blizny, a kość na szczycie jego lewego ramienia została zmiażdżona na drzazgi. Niedoskonałe zrastanie się tej kości spowodowało sztywność ramienia i wiele cierpienia do końca życia.
Gdy jego ramię się goiło, wrócił do Kuruman, by odwiedzić Moffatów. Spodziewał się pozostać misjonarzem w stanie kawalerskim, ale podczas rekonwalescencji w Kuruman pokochał i poślubił najstarszą córkę Moffatów, Mary. Wymieniła jedno wielkie imię na drugie i uhonorowała oba.
Inny misjonarz przybył do Mabotsa, więc David i Mary założyli nową stację w Chonuane i tam, własnymi rękami, zbudował swój trzeci dom. Pewnego dnia wódz Sechele zwołał wszystkich swoich ludzi i wysłuchał przesłania białego człowieka. "To cudowne", wykrzyknął wódz. "Ale moi przodkowie żyli w tym samym czasie, co twoi. Jak to się stało, że nigdy nie słyszeli o miłości Boga i o Jezusie Zbawicielu? Dlaczego wszyscy odeszli w głęboką ciemność?". Słowa wodza wciąż brzmią jak oskarżenie przeciwko kościołowi chrześcijańskiemu, który nawet teraz lekceważy przykazanie naszego Pana, by ewangelizować wszystkie narody. Nie mniej niż trzy czwarte ludzkości odchodzi teraz w straszliwą ciemność, o której tak smutno mówił Sechele.
Dlaczego Ewangelia przychodziła tak wolno? Dlaczego nasi ojcowie odeszli w głęboką ciemność? Czyż rozkaz Pana nie wymaga posłuszeństwa? Czyż sprawy królewskie nie wymagają pośpiechu?
Wódz stał się bardzo gorliwym konwertytą i za jego zachętą cała wioska zaczęła uczęszczać do szkoły misyjnej. Wkrótce jednak Livingstone'owie musieli przenieść się ponownie, ponieważ zawiodło zaopatrzenie w wodę. Dzień po tym, jak Livingstone ogłosił, że przenosi się do Kolobeng, zauważył, że ludzie pędzą tak zajęci jak mrówki. Oni również postanowili udać się do Kolobeng, ponieważ czuli, że nie mogą żyć bez swojego białego przyjaciela, który leczył ich choroby, uczył ich czytać i opowiadał im o cudownym Zbawicielu.
Kraj wokół Kolobeng był pełen dzikich zwierząt. Stojąc przed drzwiami własnego domu, Livingstone zastrzelił nosorożca i bawoła. Uczył ludzi wartości nawadniania i pomagał im na wiele sposobów, ale to, co lubił najbardziej, to "głoszenie niezgłębionych bogactw Chrystusa, ponieważ zawsze rozgrzewa moje serce i jest wielkim środkiem, którego Bóg używa do regeneracji naszego zrujnowanego świata".
Przez kilka lat było tak mało deszczu, że ziemia stała się bardzo sucha, a nawet rzeka wyschła. Muszą się znowu przeprowadzić! Ale dokąd? Livingstone chciał udać się do kraju Makolosów, licznej i słynnej rasy setki mil na północ, ale musiałby przejść przez pustynię Kalahari, co według Sechele było niemożliwe dla białego człowieka. Jednak Livingstone przekroczył ją, odkrył piękne jezioro Nagami 1 sierpnia 1849 roku i wrócił do swojej rodziny.
Mary obawiała się perspektywy przeprawy przez pustynię z trójką dzieci, ale nie narzekała. Po drodze czasami byli zaskoczeni, widząc, jak jeden lub dwa woły nagle znikają z pola widzenia, wpadając do dołu wykopanego i przykrytego przez ludzi pustyni, aby złapać zwierzynę na jedzenie. Dotarli do części pustyni, gdzie przez trzy dni nie widzieli żadnego znaku życia - człowieka, ptaka czy owada. Ich zapas wody został wyczerpany i nigdzie nie mogli znaleźć nawet źródła. Przez cztery straszne dni byli całkowicie pozbawieni wody, a dzieci jęczały i płakały z palącego pragnienia. Osłabione tymi mękami dzieci bardzo się rozchorowały, podobnie jak pani Livingstone; byli więc zmuszeni wrócić do Kolobeng, gdzie jedno z dzieci zmarło.
Livingstone musiał teraz podjąć wielką i trudną decyzję. Bardzo kochał swoją rodzinę, ale czuł, że byłoby okrutnie źle ryzykować dalsze życie swoich dzieci w pustynnych regionach; co więcej, wierzył, że Bóg wzywa go do zbadania wielkich nieznanych zakamarków Afryki Środkowej. Z bardzo smutnym sercem zabrał więc rodzinę w długą podróż do Kapsztadu i wysłał ich do Anglii. Gdy wyruszył z powrotem długim, samotnym szlakiem daleko na północ, jego smutek złagodziła nadzieja na ukończenie eksploracji w ciągu dwóch lub trzech lat i znalezienie odpowiedniego miejsca na misję, gdzie mógłby osiedlić się z rodziną. Nie wiedział, że czeka go wiele długich lat rozłąki.
3) Odkrywca szlaku wielu wód
Zwracając się zdecydowanie do pracy eksploracyjnej, Livingstone nie był motywowany ani zwykłą miłością do przygody, ani chciwością handlowca. Miał poczwórny cel:
(1) Jego celem było znalezienie wody i odpowiednich miejsc do pracy misyjnej. Rozległy obszar, na którym wcześniej pracował, był prawie pozbawiony wody i dość mało obiecujący z misyjnego punktu widzenia. Pewnego dnia tubylec, który wiele podróżował, powiedział: "Daleko na północy jest kraj pełen rzek i dużych drzew". Jeśli to była prawda, oznaczało to, że nieznane obszary Afryki Środkowej były zamieszkane przez miliony ludzi, za których umarł Chrystus. Jakże wielkie wyzwanie misyjne zostałoby w ten sposób ujawnione!
(2) Jego celem było odkrycie prawdziwej natury Afryki Środkowej. W tamtym czasie mieszkańcy Anglii i Ameryki wierzyli, że Afryka składa się głównie z jednej ogromnej pustyni, rozciągającej się od pustyni Kalahari na południu do Sahary nad Morzem Śródziemnym. Livingstone miał nadzieję pokazać - i pokazał - że pogląd ten był całkowicie błędny, a Afryka Środkowa była rozległym krajem pełnym rzek, bogatym w roślinność i pełnym ludzi. Co więcej, wiedział, że trzy wielkie rzeki - Nil, Kongo i Zambezi - odprowadzają swoje wody do trzech oddzielnych oceanów, a on został zwabiony nadzieją na odkrycie ich źródeł, a tym samym otwarcie kontynentu na cywilizację, handel i chrześcijaństwo.
(3) Chciał znaleźć szlak, najlepiej wodny, umożliwiający komunikację i handel z serca kontynentu do wschodniego i zachodniego wybrzeża.
(4) Był chętny do ujawnienia okropności handlu niewolnikami i promowania środków, dzięki którym można uleczyć to, co nazwał "otwartą raną świata".
Mając na uwadze te wysokie cele, wyruszył na szlak wielu wód, deklarując: "Otworzę drogę w głąb lądu albo zginę". Chociaż Sekeletu, wódz Makolosów, wiedział, że podróż na wybrzeże jest długa, trudna i pełna niebezpieczeństw, wysłał dwudziestu siedmiu swoich najodważniejszych ludzi, aby nieśli bagaże i pomagali lekarzowi "Nyaka". Ludzie ci wyruszyli na tę niebezpieczną i trudną wyprawę po prostu z miłości do Livingstone'a, który nie miał pieniędzy na opłacenie takiej ekspedycji. Jego bagaż zawierał zapasowe ubrania, skrzynkę z lekarstwami, Biblię, projektor obrazu [magic-lantern] , mały namiot i kilka przyrządów do określania szerokości i długości geograficznej.
Przeżyli wiele wstrząsających przygód, ale w końcu, po ponad sześciomiesięcznej podróży kajakiem, wołem i pieszo, przez lasy i zalane rzeki, w niebezpieczeństwie ze strony dzikich zwierząt i dzikich ludzi, przez 1500 mil dżungli, których żaden biały człowiek nigdy wcześniej nie przemierzył, Livingstone i jego ludzie dotarli do Loandy na zachodnim wybrzeżu. Cierpiał na trzydzieści jeden ataków przerywanej gorączki, był atakowany przez ogromne roje zaciekłych komarów i został zredukowany do "worka kości". A jednak szedł dalej. "Czy miłość Chrystusa", pytał, "nie może nieść misjonarza tam, gdzie handel niewolnikami niesie handlarza?". Nie był misjonarzem przez część czasu i kimś innym przez resztę czasu. Był misjonarzem przez cały czas, niezależnie od tego, jakich środków używał, czy to uzdrawiając, nauczając, czy badając. "Koniec geograficznego wyczynu jest dopiero początkiem misyjnego przedsięwzięcia" - to jego często cytowane powiedzenie. Jego ostatecznym celem była zawsze cześć dla Pana. "Jestem misjonarzem, sercem i duszą" - podkreślał. "Bóg miał jedynego Syna i On był misjonarzem. Jestem marną imitacją, ale w tej służbie mam nadzieję żyć i w niej pragnę umrzeć". Jego duszę opanowała logika miłości! "Bóg umiłował zagubiony świat i dał swego jedynego Syna, aby był misjonarzem. Kocham zagubiony świat i jestem misjonarzem, sercem i duszą. W tej służbie mam nadzieję żyć i w niej pragnę umrzeć".
W Loanda Livingstone znalazł brytyjski statek. Kapitan powiedział: "Jesteś chory i wyczerpany po tych czternastu latach uciążliwej podróży. Pojedź z nami do Anglii i odpocznij - i znów zobacz swoją rodzinę". Była to bardzo zachęcająca perspektywa, ale nie mógł opuścić swoich towarzyszy Makololo, którzy wielokrotnie ryzykowali dla niego życie i którzy bez niego z pewnością zostaliby schwytani i sprzedani jako niewolnicy. I czy nie jest znaczące, że o statku nigdy więcej nie słyszano, nigdy nie dotarł do Anglii?
Po odpoczynku i zdobyciu kilku pięknych strojów i innych prezentów dla swoich czarnych ludzi, Livingstone ponownie skierował się w głąb lądu. Po niebezpiecznych ucieczkach przed krokodylami, hipopotamami i oszczepami wrogich dzikusów, Livingstone i jego ludzie dotarli do Linyanti, domu Makololo, choć sam Pathfinder był prawie głuchy na gorączkę reumatyczną i prawie ślepy w wyniku uderzenia w oko gałęzią w gęstym lesie. Z rozbawieniem usłyszał, jak jeden z jego ludzi przechwala się: "Szliśmy dalej i dalej, aż skończyliśmy cały świat". Inny, pamiętając wrażenie wywołane widokiem bezkresnego błękitnego oceanu, powiedział: "Maszerowaliśmy dalej, wierząc, że to, co mówili nam starożytni, było prawdą, że świat nie ma końca; ale naraz świat powiedział nam: 'Jestem skończony! Nie ma mnie więcej!"
Wódz Sekeletu był dumny, że pomógł Livingstone'owi. Wysłał z nim 120 swoich ludzi, którzy wyruszyli w dół rzeki Zambesi w kierunku wschodniego wybrzeża. Dotarli do lasu, w którym żyła mucha tsetse, tak zabójcza dla koni i wołów, i pomimo ulewnego deszczu, przeprowadzili zwierzęta nocą, kiedy mucha tsetse śpi. Pewnego dnia Livingstone zobaczył pięć kolumn pary unoszących się daleko przed nim i usłyszał odgłos odległego dudnienia. "To brzmiący dym" - powiedział Makololo. Livingstone był pierwszym białym człowiekiem, który kiedykolwiek zobaczył "Dźwięczący Dym", wspaniały spektakl dwa razy większy od wodospadu Niagara. Nazwał go Wodospadem Wiktorii. Innego dnia zaatakowało go stado bawołów, a on uciekł, wspinając się na mrowisko o wysokości dwudziestu stóp. Każdego dnia kilka razy przemoczył się doszczętnie, przeprawiając się przez strumienie i bagna. Jego łóżkiem był stos trawy. Jego pożywienie często składało się z nasion ptaków, korzeni manioku i mączki. Nawet to było często nieosiągalne i przez wiele dni odczuwał głód.
Po dotarciu na wybrzeże znalazł satysfakcjonującą pracę dla swoich ludzi i odpłynął do Anglii, aby ponownie zobaczyć swoją żonę i dzieci po pięciu latach rozłąki.
W domu napisał swoją pierwszą książkę "Podróże misyjne", wygłosił wiele przemówień i otrzymał wiele wyróżnień. Jego ojciec odszedł, ale przebywanie z matką i rodziną było dla niego czystą radością. Szczęśliwe miesiące mijały, a on ponownie skierował swoją twarz w stronę odległego szlaku, w towarzystwie pani Livingstone i ich najmłodszego syna. Gdy dotarli do Kapsztadu, stan zdrowia pani Livingstone był tak zły, że udała się najpierw do Kurumanu, aby zobaczyć się z rodzicami, a następnie z powrotem do Szkocji, podczas gdy on kontynuował swoje eksploracje. Został nagrodzony odkryciem pięknego jeziora Nyassa, 18 września 1859 roku. Pewnego dnia zastrzelił dwa ogromne pytony i zobaczył stado słoni, które według faktycznych obliczeń liczyło osiemset sztuk. Często, gdy płynęli wzdłuż jakiegoś strumienia w wodolocie, który Livingstone przywiózł ze sobą z Anglii, dzicy, czający się w buszu i biorący go za jednego ze znienawidzonych handlarzy niewolników, strzelali zatrutymi strzałami, które trafiały nieprzyjemnie blisko.
4) Odkrywca szlaku udręki
Livingstone zszedł do Zambezi z wielką radością, wiedząc, że w końcu pani Livingstone przyjeżdża, by być z nim i stworzyć mu dom. Jednak zaledwie kilka tygodni później, w Shupanga, zachorowała na gorączkę i pomimo jego największej troski, zmarła. Wiele lat temu Mistrz obiecał: "Nigdy nie będziecie samotny ani opuszczony, bo Ja jestem z tobą!". "To obietnica dżentelmena o świętym honorze", powiedział Livingstone; "On dotrzyma słowa". Czy obietnica została złamana? Czy teraz został opuszczony?
Kusiło go, by tak myśleć, gdy klęczał obok tego smutnego i samotnego grobu pod baobabem na afrykańskim pustkowiu. Odważny człowiek, który zniósł tak wiele trudów i tyle razy stawiał czoła śmierci, płakał teraz jak dziecko. "Och, Mary, moja Mary, kochałem cię, kiedy cię poślubiłem, a im dłużej z tobą żyłem, tym bardziej cię kochałem! Teraz zostałem sam i opuszczony na świecie". Sam? Opuszczony? Ach, nie! Gdy klęczał w modlitwie, przypomniał sobie słowa Tego, który obiecał być z nim na każdym brzegu i w każdym doświadczeniu. "Nie opuszczaj mnie! Nie opuszczaj mnie!" wołał człowiek o złamanym sercu. W odpowiedzi usłyszał szept swego Nieomylnego Towarzysza: "Oto Ja jestem z tobą" i poczuł wokół siebie czułe objęcia Wiecznych Ramion.
5) Odkrywca szlaku dzikich zwyczajów
W trakcie swoich rozległych podróży Livingstone zetknął się z wieloma dziwnymi i często ohydnymi zwyczajami. Przechodząc przez kraj Baenda-Pezi, czyli Go-Nakedów, ludzie bez wstydu pokazywali się w pełnym stroju, który zwykle składał się tylko z czerwonego soku rozsmarowanego na ciele i długiej fajki tytoniowej zawieszonej na ustach. Wśród Bakaa dziecko, które wyrzynało górne przednie zęby przed dolnymi, zawsze było skazywane na śmierć. Wśród Maravi kobiety miały zwyczaj przekłuwania górnej wargi i stopniowego powiększania otworu, aż mogły włożyć muszlę. Rozszerzona górna warga nadawała im bardzo nieestetyczny wygląd i sprawiała, że były znane innym jako "kobiety o kaczych dziobach", chociaż wśród ich własnego ludu były uważane za szczególnie piękne. W jednym z plemion poprawiano ich urodę poprzez piłowanie zębów, podczas gdy plemiona Batoka osiągały ten sam rezultat poprzez wybijanie górnych przednich zębów w wieku dwunastu lat, w wyniku czego dolne zęby stawały się bardzo długie i wygięte na zewnątrz na końcach, powodując w ten sposób, że dolna warga wystawała w bardzo nieestetyczny sposób.
Wśród różnych plemion modne były różne metody pozdrawiania. Niektórzy podnosili garść piasku lub popiołu i pocierali nim ramiona i klatkę piersiową. Inni uderzali łokciami w żebra. Ludzie z plemienia Batonga pozdrawiali Livingstone'a leżąc na plecach na ziemi, przewracając się z boku na bok i bijąc się rękami po bokach.
Livingstone często słyszał rozdzierające serce zawodzenia związane z pogrzebami. Kiedy rdzenni mieszkańcy Angoli i niektórych innych obszarów zwrócili swoje oczy ku przyszłemu światu, ich przesądne wierzenia doprowadzały ich niemal do szaleństwa. Uważali się za bezradne ofiary kapryśnych i złośliwych skłonności bezcielesnych duchów. Dlatego nieustannie starali się uspokoić duchy zmarłych. Co więcej, wierzyli, że śmierć była spowodowana jedynie przez czary i można było jej zapobiec za pomocą uroków. Wśród Barotse i innych ras, za każdym razem, gdy umierał wódz, zabijano wielu jego sług, aby zapewnić sobie pomocników na tamtym świecie. W Angoli pogrzeb był okazją do tańców, uczt i rozpusty. Wielką ambicją tubylców było sprawienie swoim przyjaciołom drogiego pogrzebu z naciskiem na jedzenie i napoje. Kiedy przy takiej okazji doktor Livingstone zapytał czarnoskórego mężczyznę: "Dlaczego jesteś odurzony?", ten odpowiedział: "Moja matka nie żyje, a ja świętuję".
Wśród Batoków wodzowie rywalizowali ze sobą w wystawianiu ludzkich czaszek jako trofeów męstwa, podobnie jak Indianie amerykańscy wystawiali skalpy swoich wrogów. Pewnego razu Livingstone zobaczył pięćdziesiąt cztery czaszki zwisające ze słupów wokół domu wodza.
W jednej sekcji lwy były niezwykle liczne, ponieważ ludzie nie próbowali ich zabijać. Wynikało to z powszechnego przekonania, że dusze ich wodzów wchodziły w ciała tych wielkich bestii. Wierzyli nawet, że wódz miał moc metamorfozy w lwa, zabicia każdego, kogo uważał za wroga, a następnie powrotu do ludzkiej postaci. W związku z tym, ilekroć ludzie ci widzieli lwa, zaczynali klaskać w dłonie na znak pozdrowienia i wyrażenia dobrej woli.
W Cassenge i niektórych innych dystryktach tysiące ludzi ginęło każdego roku z powodu trucizn. Jeśli niektórych mieszkańców wioski spotkało nieszczęście, być może z powodu choroby lub braku powodzenia w wyprawie łowieckiej, wierzono, że ktoś praktykuje na nich czary, a szaman był wzywany do "wywąchania" winnego. Dokonawszy tego za pomocą swoich zaklęć, dawał oskarżonej osobie szklankę trucizny do wypicia. Jeśli dana osoba zmarła, co prawie zawsze się zdarzało, była wyraźnie winna! Często jedna osoba bezpośrednio oskarżała drugą o używanie czarów w celu wyrządzenia krzywdy. Niezależnie od tego, czy oskarżono ją bezpośrednio, czy też została "wywęszona" przez szamana, oskarżona osoba była gotowa, a nawet chętna do wypicia trucizny, wierząc, że ta próba potwierdzi jej niewinność.
Livingstone nie próbował pomijać okropności pogaństwa. Uznał jednak, że ci ludzie, jakkolwiek zdegradowani, byli wśród tych, za których umarł Chrystus, i niestrudzenie wskazywał im na Baranka Bożego. Mówi: "Im bliżej zapoznaję się z barbarzyńcami, tym bardziej odrażający staje się pogaństwo. To godne ubolewania widzieć tych, którzy mogliby być dziećmi Bożymi, żyjącymi w pokoju i miłości, a są tak całkowicie dziećmi diabła. O, Wszechmogący Boże, pomóż! Pomóż! i nie zostawiaj tego nieszczęsnego ludu na pastwę handlarza niewolników i szatana. Pomóż im patrzeć na Chrystusa i żyć."
6) Odkrywca szlaku handlu niewolnikami
Po śmierci pani Livingstone w Shupanga, Livingstone zdał sobie sprawę, że szybko zbliża się do końca własnego szlaku i poświęcił swój pozostały czas i energię na wysokie zadanie przeciwstawiania się handlowi ludzkim życiem, wierząc, że w ten sposób odda największą możliwą przysługę Afryce i sprawie Chrystusa. W swoim dzienniku stwierdza: "Nie będę cenił niczego, co posiadam, ani niczego, co mogę zrobić, z wyjątkiem tego, co ma związek z Królestwem Chrystusa".
W 1864 r. udał się do Anglii na swoją drugą i ostatnią wizytę, aby szukać pocieszenia wśród swoich dzieci i pobudzić Brytyjczyków do uznania ich chrześcijańskiego obowiązku wobec Ciemnego Kontynentu. Był w ojczyźnie przez rok. Powinien był odpocząć i nabrać sił, ale zamiast tego spędził większość czasu na rozmowach z Gladstone'em i innymi notablami, wygłaszaniu przemówień ujawniających nikczemny handel niewolnikami i pisaniu książki "The Zambesi and Its Tributaries", pełnej żałosnych historii Afrykanów schwytanych przez arabskich i portugalskich handlarzy niewolników i prowadzonych w łańcuchach na sprzedaż na rynku niewolników, choć prawdopodobnie pięciu na sześciu z nich zginęłoby po drodze z powodu chłosty, głodu i złamanego serca.
Po powrocie do Afryki udał się na targ niewolników w Zanzibarze, gdzie zobaczył trzystu Afrykanów wystawionych na sprzedaż i trzystu innych przywiezionych do miasta.
Trudno mu było przewidzieć, że niewiele lat po jego śmierci i w dużej mierze dzięki jego wpływom, nie tylko handel niewolnikami zostanie zniesiony, ale także piękny kościół zostanie wzniesiony w miejscu targu niewolników w Zanzibarze.
Wyruszył teraz na swój ostatni szlak. Każdego dnia, gdy podróżował swoją łodzią, widział zwłoki unoszące się na wodzie. Każdego ranka wiosła musiały być oczyszczane z martwych ciał złowionych przez pływaki w nocy. Większość podróży odbyła się pieszo i, jak powiedział Livingstone: "Gdziekolwiek idziemy, w każdym kierunku widać ludzkie szkielety. Ten region, który zaledwie 18 miesięcy temu był dobrze zaludnioną doliną z wioskami i ogrodami, jest teraz pustynią dosłownie usianą ludzkimi kośćmi".
Pewnego dnia nagle natknął się na długi szereg mężczyzn, kobiet i dzieci, przykutych do siebie łańcuchami, z okrutnymi niewolniczymi kijami przymocowanymi do szyi mężczyzn. Woźnice niewolników, niosący muszkiety, szli, bijąc jeńców biczami, aby szybciej szli. Właśnie wtedy handlarze niewolników spostrzegli Livingstone'a i uciekli do lasu. Z wielką radością przeciął więzy kobiet i dzieci, a następnie odciął łańcuchy i kije niewolników od mężczyzn. Ci ludzie, których było osiemdziesięciu czterech, uwolnieni najpierw z fizycznej niewoli, a później z niewoli grzechu przez wiarę w Chrystusa, stali się pierwszymi owocami wielkiego żniwa w tej części Afryki.
Gdy podróżował w głąb lądu, spotkało go wiele trudności. Handlarze niewolników spalili setki wiosek, a zdobycie pożywienia było prawie niemożliwe. "Wziąłem pas z trzema dziurkami, aby złagodzić głód" - napisał w swoim dzienniku. Co najgorsze, jeden z jego ludzi uciekł z jego cenną apteczką. Teraz nie miał chininy, którą mógłby zwalczać stale powracającą gorączkę. "Ta strata", powiedział, "jest jak wyrok śmierci". Chory na gorączkę i na wpół zagłodzony, zataczał się wzdłuż szlaku, aż zobaczył błękitne wody jeziora Tanganika, potem dalej, aż odkrył jezioro Moero, a wiele miesięcy później jezioro Bangweola. Na jego stopach pojawiły się okropne rany. Straszliwie cierpiał na czerwonkę i inne dolegliwości powodujące utratę krwi. Wszyscy jego towarzysze opuścili go z wyjątkiem trzech. W końcu dotarł do Ujiji, będąc tylko "zlepkiem kości", aby odkryć, że cały jego prowiant i towary zostały skradzione. Czuł się jak człowiek, który został okradziony i pozostawiony bezradny na drodze do Jerycha, ale nie wiedział, że Dobry Samarytanin był blisko.
Jeden z jego ludzi podbiegł krzycząc: "Biały człowiek nadchodzi! Patrz!" Wiejską ścieżką szedł biały człowiek na czele karawany afrykańskich zwolenników z flagą Stanów Zjednoczonych rozwiniętą nad ich głowami. Był to Henry M. Stanley, szczęśliwy, że w końcu odnalazł Livingstone'a. Livingstone też był bardzo szczęśliwy. Był to pierwszy biały człowiek, którego widział od pięciu lat. Co więcej, Stanley przywiózł dla niego mnóstwo zdrowego jedzenia i listy od jego dzieci z Anglii.
"Jak znalazłeś się w tym odległym miejscu?" - zapytał Livingstone. Następnie Stanley opowiedział, jak dokładnie dwa lata wcześniej został wezwany przez Jamesa Gordona Bennetta z New York Herald, który powiedział: "Stanley, podobno David Livingstone nie żyje. Nie wierzę w to. Jest daleko w Afryce Środkowej, zagubiony, chory i osierocony. Chcę, żebyś pojechał i odnalazł Livingstone'a i udzielił mu wszelkiej potrzebnej pomocy. Nie zważając na koszty. Idź, znajdź Livingstone'a i sprowadź go z powrotem do cywilizowanego świata". Takie było zlecenie udzielone przez jednego człowieka drugiemu. A jakie jest nasze zadanie, chrześcijanie? W tonach władczej czułości nasz żywy Pan mówi do nas, tak jak powiedział do Careya, Judsona i Livingstone'a: "Idź i znajdź zagubionych ludzi. Miasta i równiny, kontynenty i wyspy są pełne zagubionych ludzi, za których umarłem. Nie zważaj na koszty. Nie zważaj na trudności. Idź i znajdź zagubione dusze i przyprowadź je do Mnie". Ogromnym kosztem i po napotkaniu prawie niemożliwych do pokonania trudności, Stanley wykonał swoje zadanie. Co my robimy z naszym?
Przez cztery miesiące obaj mężczyźni mieszkali razem, rozmawiali i podróżowali. "Przywróciłeś mi nowe życie" - powtarzał Livingstone; "jesteś moim Dobrym Samarytaninem". Stanley próbował przekonać Livingstone'a, by towarzyszył mu w podróży do Anglii i zobaczył jego dzieci. "Muszę dokończyć moje zadanie" - odpowiedział Pathfinder. Ze smutnymi sercami i zamglonymi oczami dwaj wielcy podróżnicy chwycili się za ręce i powiedzieli: "Żegnaj". Livingstone nigdy więcej nie był widziany przez białego człowieka.
Stanley był pod ogromnym wrażeniem charakteru Livingstone'a. Oto jego ocena: "Przez cztery miesiące mieszkałem z nim w tym samym domu, na tej samej łodzi lub w tym samym namiocie i nigdy nie znalazłem w nim żadnej wady. Jego łagodność nigdy go nie opuszcza. Żadne dręczące niepokoje, rozproszenie umysłu, długa rozłąka z domem i bliskimi nie są w stanie zmusić go do narzekania. Uważa, że wszystko w końcu się ułoży; ma taką wiarę w dobroć Opatrzności."
Nareszcie! Postawił wszystko na obietnicę: "Oto Ja jestem z wami", wiedząc, że to wszystko załatwi. Czy "w końcu wszystko się ułoży"? Zobaczymy. Odwracając się twarzą do głębi lądu, ponownie wyruszył na smutny szlak niewolników. W dniu swoich 59. urodzin dokonał tego wpisu w swoim dzienniku: "19 marca, urodziny. Mój Jezu, mój Królu, moje Życie, moje Wszystko; ponownie poświęcam Ci całego siebie. Przyjmij mnie i spraw, o łaskawy Ojcze, abym przed upływem tego roku mógł ukończyć moje zadanie. Proszę o to w imieniu Jezusa. Amen, niech tak się stanie. David Livingstone."
Niedługo po tym wysłał list do New York Herald, starając się uzyskać amerykańską pomoc w tępieniu handlu niewolnikami. Swój list zakończył tymi słowami, które obecnie znajdują się na jego tablicy pamiątkowej w Opactwie Westminsterskim: "Wszystko, co mogę dodać w mojej samotności, to niech najbogatsze błogosławieństwo Niebios zstąpi na każdego, Amerykanina, Anglika lub Turka, który pomoże uleczyć tę otwartą ranę świata".
Chociaż Livingstone nie odniósł sukcesu w swoim pragnieniu zlokalizowania źródła Nilu, zasługuje na rangę jednego z największych odkrywców na świecie. Przemierzył 29 000 mil w Afryce, odkrył Wodospad Wiktorii i cztery ważne jeziora (Ngami, Nyassa, Moero i Bangweola), a także kilka rzek i dodał do znanej części świata około miliona mil kwadratowych terytorium. Jednak te osiągnięcia same w sobie były tylko drugorzędne w jego ocenie. Jego wszechogarniającym celem było otwarcie drogi dla zwiastunów odkupienia i zastosowanie Ewangelii do zadania zniesienia handlu niewolnikami w imię Tego, który powiedział: "Duch Pański spoczywa na mnie, ponieważ namaścił mnie, abym głosił ewangelię (...) abym głosił wyzwolenie jeńcom (...) i abym uwolnił tych, którzy są posiniaczeni".
Livngstone stał się tak słaby i cierpiał z bólu, że musiał być niesiony na noszach przez swoich pozostałych czarnych ludzi. W końcu dotarli do wioski Chitambo, szybko zbudowano małą chatkę, przygotowano szorstkie łóżeczko i wczesnym rankiem następnego dnia, 4 maja 1873 roku, znaleźli go martwego. Dwaj jego słudzy, Susi i Chumah, przejęli sprawy i wykazali się oddaniem, które rzadko, jeśli kiedykolwiek, było równe. Jego dziennik, dokumenty i instrumenty zostały starannie zapakowane w wodoszczelne pudełka. Serce misjonarza zostało pochowane w kraju, któremu oddał całe swoje serce, podczas gdy ciało, po zabalsamowaniu rodzimymi metodami, zostało zabrane w długi marsz na wybrzeże, a następnie wysłane do Anglii.
18 kwietnia 1874 roku, w towarzystwie Henry'ego M. Stanleya, starzejącego się ojca jego żony, Roberta Moffata i wielkiej rzeszy ludzi, szczątki zostały przewiezione do miejsca ostatecznego spoczynku w Opactwie Westminsterskim. W ten sposób David Livingstone został uhonorowany najwyższym zaszczytem, jakim mógł obdarzyć go kraj pochodzenia.
7) TOWARZYSZ odkrywcy na każdym szlaku
Jako młody człowiek Livingstone zobaczył wizję "dymu tysiąca wiosek, w których nigdy nie był żaden misjonarz" i usłyszał Głos mówiący: "Idź! Głoś Ewangelię i odkrywaj nieznany kontynent. Czyń uczniów i otwórz drogę dla Ewangelii". Wydawało się to niemożliwym zadaniem, dopóki Głos nie dodał: "Nigdy nie będziesz sam i nie masz się czego obawiać. Oto Ja jestem z tobą przez całą drogę". Czy obietnica okazała się skuteczna? Czy Obecność kiedykolwiek go zawiodła?
Znajdował się na brzegu rzeki Zambezi, otoczony przez zaciekłych i rozwścieczonych dzikusów, którzy grozili mu śmiercią. W każdej chwili w ciemnościach mogły pojawić się włócznie, a być może atak nadejdzie o świcie. Otwierając blaszane pudełko i wyjmując Biblię, przeczytał cenny fragment. Niech ta historia zostanie opowiedziana jego własnymi słowami, znalezionymi w jego dzienniku: "14 stycznia 1856 roku. Zobacz, Panie, jak poganie powstają przeciwko mnie, tak jak to uczynili Twojemu Synowi. Tobie powierzam moją drogę. "Winny, słaby i bezradny robak, padam w Twoje łaskawe ramiona". O Jezu, nie opuszczaj mnie, nie porzucaj mnie!"
Dziennik zawiera kolejny wpis napisany tej nocy: "Wieczór. Czułem wiele niepokoju w duchu, mając na uwadze, że wszystkie moje plany dotyczące dobrobytu tego wielkiego regionu zostaną jutro pokrzyżowane przez dzikusów. Ale przeczytałem, że Jezus przyszedł i powiedział: "Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody - a oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata". Jest to słowo Pana o najświętszym i najsurowszym honorze, więc na tym koniec. Dziś wieczorem przeprowadzę obserwacje szerokości i długości geograficznej, choć mogą one być ostatnimi. Dzięki Bogu, czuję się teraz całkiem spokojny."
Słowa "a oto Ja, jestem z wami" są podkreślone w jego Dzienniku, ponieważ najpierw zostały zapisane i podkreślone w jego sercu. Później, podczas swojej pierwszej wizyty w kraju pochodzenia, otrzymał tytuł doktora prawa na Uniwersytecie w Glasgow i stanął przed zgromadzoną publicznością, aby przemówić. Jego ciało aż nazbyt wyraźnie nosiło ślady ekspozycji, niedostatku i ponad trzydziestu ataków tropikalnej gorączki. Jego lewe ramię, zmiażdżone pod zębami lwa, zwisało sztywno u jego boku. Wielkie zgromadzenie zamilkło i zalało się łzami, gdy opowiedział o swoich doświadczeniach, a następnie ogłosił zbliżający się powrót do Afryki. "Ale wracam", powiedział, "bez obaw i z radością w sercu. Bo czy chcecie, abym wam powiedział, co wspierało mnie przez wszystkie lata wygnania wśród ludzi, których stosunek do mnie był zawsze niepewny i często wrogi? To było to: Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata! Na tych słowach postawiłem wszystko i one nigdy nie zawiodły! Nigdy nie zostałem sam".
Szadrach, Meszach i Abed-Nego nie byli sami w piecu ognistym! Daniel nie był sam w jaskini lwów! Livingstone nie był sam otoczony przez rozwścieczonych dzikusów! David Livingstone postawił wszystko na obietnicę Mistrza. Czy kiedykolwiek zawiódł?
Livingstone odkrywca siedzi w swojej małej chatce na brzegu strumienia, daleko w głębi lądu. Jest bardzo przygnębiony na duchu. Wiele ataków gorączki pozbawiło go sił i zastanawia się, czy długo jeszcze pożyje. Jego serce krwawi, gdy widzi zepsucie otaczających go ludzi - nieustannie walczących, plądrujących i zabijających; chwytających i sprzedających się nawzajem w niewolę; i popełniających takie okrucieństwa, że kusi go, by zastanawiać się, czy światło ewangelii kiedykolwiek zaświta w ich nędznych duszach. Drży, gdy przypomina sobie, jak zaledwie kilka godzin wcześniej dzikusy schwytały dwóch mężczyzn i na jego oczach rozrąbały ich siekierami na kawałki. Wydaje się bardziej niż prawdopodobne, że padnie ofiarą dzikiej dzikości lub zostanie odcięty przez jakąś tropikalną chorobę. Z jego ust wydobywa się jęk: "Gdybym tylko miał kogoś, z kim mógłbym porozmawiać! Kogoś, kto rozumie! Kogoś, komu zależy!". Bierze swoją Biblię, czyta kilka ulubionych fragmentów, a następnie klęka - jest to postawa, którą zawsze przyjmował podczas modlitwy, niezależnie od tego, czy modlił się prywatnie, czy z tubylcami. "Dobry i łaskawy Jezu", modli się, "Ty jesteś zawsze blisko. Ty znasz moje tęsknoty za tymi ludźmi. Ty jesteś moją pociechą i moim opiekunem. Zostań ze mną, Panie, aż moja praca się skończy".
"Jesteś zawsze blisko". Ktoś, z kim można porozmawiać!
"Ty wiesz". Ktoś, kto rozumie!
"Moje pocieszenie i mój opiekun". Ktoś, kto się troszczy!
"Zostań ze mną". "Zaprawdę, jestem z tobą przez całą drogę!"
W ten sposób towarzyszący Mu i uspokojony, kontynuuje swoją pracę. "Jestem nieśmiertelny", deklaruje, "dopóki moja praca nie zostanie ukończona. I chociaż widzę niewiele rezultatów, przyszli misjonarze zobaczą nawrócenia po każdym kazaniu. Oby nie zapomnieli pionierów, którzy pracowali w gęstym mroku, mając niewiele promieni do pocieszenia, z wyjątkiem tych, które wypływają z wiary w cenne obietnice Słowa Bożego".
Czy obietnica i Obecność kiedykolwiek go zawiodły? W końcu, zmęczony długimi podróżami, osłabiony różnymi niedostatkami, prawie zagłodzony z powodu braku pożywienia i złamany chorobą, David Livingstone leżał na ordynarnym łóżeczku w wiosce Chitambo. Jeden z czarnych mężczyzn trzymał wartę. Słysząc odgłos zbliżających się stóp bardzo wcześnie rano, zapytał: "Kogo szukacie i czego chcecie?". Rzecznik odpowiedział: "Szukamy wielkiego Białego Doktora. Przyszliśmy prosić go, by udał się z nami do naszej wioski, by uśmierzyć ból naszych chorych. Czy możemy z nim porozmawiać?" Zaglądając do chaty, obserwator zobaczył białego człowieka klęczącego przy łóżeczku. Odwracając się do delegacji, powiedział: "Będziecie musieli chwilę poczekać. Biały Doktor jest chory. Poza tym modli się do swojego Boga i nie wolno mu przeszkadzać".
Po chwili z dżungli wyłoniło się kilku zmęczonych mężczyzn z wiadomością: "Nasz wódz wysłał nas w długą podróż, aby poprosić Białego Misjonarza, by ponownie udał się do naszego plemienia i opowiedział nam więcej o Jezusie, który umarł za nas, czarnych ludzi". Po zajrzeniu do chaty obserwator powiedział: "Biały Misjonarz modli się przy swoim łóżeczku. Nie przeszkadzajmy mu teraz".
Tuż przed świtem przybyła kolejna delegacja, informując: "Jesteśmy przyjaciółmi Białego Misjonarza. Słysząc o jego chorobie, przyszliśmy się z nim zobaczyć i zaoferować naszą pomoc temu, który pomógł nam na tak wiele sposobów". Zajrzawszy ponownie do chaty i widząc swego pana wciąż na kolanach, strażnik z niepokojem zawołał Susi i Chumah. Gdy weszli do środka, znaleźli Livingstone na kolanach, ale jego życie ustało.
Jego Pan obiecał: "Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca". Czy ta obietnica w końcu go zawiodła? Pamiętajmy, że umarł na kolanach! Czy obecność Pana była z nim aż do końca? Umarł w akcie modlitwy! Jego ostatnie słowa były słowami modlitwy. Nie był sam! Rozmawiał z Kimś! Wchodząc do doliny cieni i idąc drogą przez rzekę, David Livingstone prowadził słodką rozmowę z Tym, który był jego Nieomylnym Towarzyszem na każdym brzegu, w każdej samotności i na każdym szlaku!
#######################################################################
Nie mogę pewnych rzeczy zweryfikować z tego tekstu na temat Dawida Livingstone'a, możliwe też że z pewnymi biblijnymi naukami które wyznawał David nie zgodziłbym się. Również nie ręczę za stronę z której przetłumaczyłem ten tekst. Bądźmy zawsze i we wszystkim : trzeźwi, czujni, roztropni w zaufaniu Cudownemu Doradcy, Arcypasterzowi - BOGU Prawdziwemu zasiadającemu po prawicy OJCA w trzecim niebie, ale i mieszkającego wraz z OJCEM w swoich zbawionych przez moc ICH wszechobecnej duchowej obecności jedynie w zbawionych.
Ten tekst zbudował mnie duchowo, więc podzieliłem się z wami wierząc że i dla was to będzie ku duchowemu zbudowaniu dzięki łasce wszechwładnego Jezusa Chrystusa BOGA Prawdziwego który jest naszym PANEM ZBAWICIELEM i za wolą OJCA ma daną wszelką moc, władzę w niebie i na ziemi. Też wierzę że jest z nami o wszystkie dni aż do skończenia świata, o ile my jesteśmy na wąskiej drodze pełnienia Jego woli.
"Nie czytaj więcej tego bloga, nie czytaj więcej moich artykułów - [JEŚLI jesteś ..." - https://mieczducha888.blogspot.com/2023/04/nie-czytaj-wiecej-tego-bloga-nie-czytaj.html
"Cudowna prawda w ostatnim zdaniu Biblii Objawienie Jana 22:21 - Ewangelia Prawdziwej Łaski część 7" - https://mieczducha888.blogspot.com/2019/08/cudowna-prawda-w-ostatnim-zdaniu-biblii_31.html
"Dlaczego w rzymskim katolicyzmie nie ma Jezusowego pokoju ducha - Mam już dzisiaj życie wieczne część 7" - https://mieczducha888.blogspot.com/2019/07/dlaczego-w-rzymskim-katolicyzmie-nie-ma.html
"Zakaz rozwodów. Tylko śmierć kończy małżeństwo kocia łapa grzechem część 5 - małżeństwa Samarytanki z 4 rozdziału Ewangelii Jana" - https://mieczducha888.blogspot.com/2019/08/zakaz-rozwodow-tylko-smierc-konczy.html
"polityczna pajęczyna w którą wpadły miliardy ludzi część 2 - miliony Polaków w pułapce ty też ?!" - https://mieczducha888.blogspot.com/2019/10/polityczna-pajeczyna-w-ktora-wpady.html
"CHRYSTUSOWY BOŻY "zegar" nie stoi w miejscu oraz wytrwanie w krytycznych i pozornie beznadziejnych chwilach - Jak nie bać się wojny krachu ciężkich czasów część XXII" - https://mieczducha888.blogspot.com/2021/07/chrystusowy-bozy-zegar-nie-stoi-w.html
"Bluźniercza Pierwsza Komunia Nieświęta. - Ewangelia Prawdziwej Łaski część 10" - https://mieczducha888.blogspot.com/2022/05/bluzniercza-pierwsza-komunia-nieswieta.html
"Upadek dogmatów maryjnych część 8 - różańcowe bałwochwalstwo i demoniczne cuda w Wąwolnicy" - https://mieczducha888.blogspot.com/2019/09/upadek-dogmatow-maryjnych-czesc-8.html
"Chrześcijański pacyfizm wiernym naśladowaniem Jezusa Zbawiciela część 2 - odmowa brania udziału w przyszłej wojnie światowej" - https://mieczducha888.blogspot.com/2018/11/chrzescijanski-pacyfizm-wiernym_27.html
"Złote Miasto niesamowity wieczny dom chrześcijan część 13 - Rajska BOŻA obecność najcudowniejszą rzeczą najwspanialszym stanem wszechczasów" - https://mieczducha888.blogspot.com/2022/06/zote-miasto-niesamowity-wieczny-dom_23.html
Wpis brata Jarka : "Zdrowa Społeczność – Po Miłości Ją Poznacie" - Https://Duchowepogotowie.Pl/2022/09/Zdrowa-Spolecznosc-W-Milosci.Html
Biblijny kondycjonalizm : "KŁAMSTWO SZATANA Z KSIĘGI RODZAJU 3:4 NA CAŁYM ŚWIECIE, M.IN. W SEKCIE RZYMSKOKATOLICKIEJ I W WIELU KOŚCIOŁACH "BIBLIJNYCH - EWANGELICZNYCH". KŁAMSTWO NIEŚMIERTELNEJ DUSZY W KOŚCIOŁACH - BIBLIJNA PRAWDA O ŻYCIU PO ZMARTWYCHWSTANIU A NIE PO ŚMIERCI CZĘŚĆ 16" - HTTPS://BINITARIANIZM123ANIHILACJONIZM.BLOGSPOT.COM/2021/11/KAMSTWO-SZATANA-Z-KSIEGI-RODZAJU-34-NA.HTML
Biblijny anihilacjonizm : "Piekielne bluźnierstwo i kłamstwo kontra biblijna prawda kondycjonalizmu i anihilacjonizmu część 3 piekielny grzech wielu chrześcijan gorszy niż grzech Halloween" - https://mieczducha888.blogspot.com/2020/10/piekielne-bluznierstwo-i-kamstwo-kontra.html
Biblijny binitarianizm : "Biblijna i apostolska nauka binitarianizmu część 41 - AntyCHRYSTUSOWA trzecia osoba Trójcy = antyCHRYSTUSOWY trynitarianizm" - https://binitarianizm-biblijny.blogspot.com/2023/01/biblijna-i-apostolska-nauka.html
"Biblijna i apostolska nauka binitarianizmu część 25 - Trynitarianizm Trójca są herezją i bluźnierstwem" - https://binitarianizm-biblijny.blogspot.com/2021/07/biblijna-i-apostolska-nauka.html
........... Chwała OJCU oraz BOGU Prawdziwemu Jezusowi Chrystusowi PANU ZBAWCY. Jedynie Oni dwaj mają odwieczną naturę JHWH. - Ewangelia Jana 1:1, 20:28, 1 Jan 5:20, Objawienie 5:13, 1 Koryntian 8:5-6 i wiele innych .... Charis2007@wp.pl ... 15.02.2024 r. Puławy , Dominik Marzec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz